Opowieść O Panu Kawce, KtÓRy Zapragnął Latać Na Parasolu (Opinia Mieszkańca)
Miejsce akcji i czas: Środa Śląska, dzwonnica kościoła pw. św. Andrzeja, początek lat 50 ubiegłego wieku.
Osoby i przedmioty: Młodzież średzka, parasol i radziecka ciężarówka GAZ 51...
Akcja:
Grupa młodych ludzi tzw. „kawalerka” znudzona senną atmosferą prowincjonalnego miasteczka postanowiła dla „zgrywu” podnieść sobie poziom adrenaliny. Zakład poszedł o to, kto skoczy z wieży.

Pamiętajmy, że to czasy mrocznego stalinizmu, poprawnego komunizmu ideowego i moralnego. Najodważniejszy z grupy lokalny zawadiaka postanowił, że to on skoczy na parasolu takim, jakie są w ogródkach restauracyjnych.
Pierwsza faza lotu odbyła się bez kłopotów. Ostatnie sekundy były dramatyczne, nagły podmuch wiatru zniósł naszego śmiałka na róg ulicy Kolejowej i Legnickiej. Parasol stracił stateczność i walory spadochronu. Grozy sytuacji dodała ciężarówka, która nagle pojawiła się przed pomnikiem Jana Nepomucena.

Tadeusz Kawka, bo tak nazywał się nasz bohater z szybkością sokoła uderzył w kabinę samochodu, lot zakończył na skrzyni auta, doznając złamania nogi. Wstrząśnięty kierowca i nasz śmiałek długo nie mogli wypowiedzieć żadnego słowa. Chociaż cierpiący Tadeuszek, dziwne miał błyski w oczach i zadowoloną twarz.

Po paru latach skoczek osiedlił się w Bukówku koło Środy Śląskiej, gdzie nadano mu przezwisko -Spadochroniarz - adekwatne do wyczynu, jakiego wcześniej dokonał w Środzie Śl.
Skok niewątpliwie legendarny, doczekał się opowieści o kilku wersjach. Jedną z nich właśnie przedstawiłem powyżej. Jest też i inna - rodzinna (żony i syna p. Kawki), która mówi, że desperat poszybował lotem „koszącym” i po zbiciu witryny wylądował w bibliotece, którą prowadził pan Socha (Rynek nr 8, parter). Obie wersje, jakże dramatyczne i pełne ekspresji, a każdy może wybrać swoją.
Woytek Kopacz
P.S.
Dziękuję pani Mariannie Galas, Władkowi Żukowskiemu i Zygmuntowi Czarnieckiemu oraz mojej cioci Irenie Kopacz, za cenne informacje.

