Jak To Dawniej W Środzie Fajczyli I Dmuchali... (Opinia Czytelnika)
Tęsknota średzianek do fizylierów, muszkieterów i grenadierów pruskich po latach wygasła, po klęsce (14 października 1806 r. pod Jeną i Auerstadem) pruskiego pułku stacjonującego w naszym mieście, gdzie żelazna piechota pruska legła pod ciosami francuskiego marszałka Davouta.
Sympatie średzianek przesunęły się w stronę Francuzów i Polaków przebywających na Śląsku. W czasie wojen Napoleońskich, żołnierze chętnie odwiedzali Środę zaopatrując się w wyśmienity tytoń, tabakę i akcesoria.
W tym czasie działało pięć manufaktur tytoniowych w mieście i okolicy. Oficerowie i żołnierze w tym garnizonie zawsze mieszkali w kamienicach i budynkach gospodarczych.

Nie było koszar! Oszczędzając żołd wyrabiali lulki, czyli fajki. Z gliny lepili sami, montowali też porcelanowe fajki militarne, jako półprodukty. Toczyli i rzeźbili z pianki morskiej lulki wsadzając na dno główki drobną monetę.
Zapewne wykorzystywali też korzeń wrzośca do wyrobu fajek, a wszystko to za sprawą francuskiego dyplomaty Jeana Nicot, który spopularyzował tytoń w Europie. Zioło w tym czasie uważane było za lekarstwo, lulki palono powoli, liczył się spokój i umiar.

Prusacy wydali rozporządzenie o obowiązku noszenia fajki nad jeziorami i rzekami, a to w celu ratowania nieszczęśników, którzy mieli dłuższy kontakt z wodą, czyli topielcami. Przepis był prosty, nieszczęśnikowi należało wetknąć cybuch, czyli rurkę w zadek i dmuchać dym z innej lulki. Wierzono, że dym wyleczy wszystkie choroby.
Proszę się nie śmiać - zabiegi te stosowano powszechnie, ale bez entuzjazmu.
Woytek Kopacz
